piątek, 18 lutego 2011


Fantazja twórców, czy wola Stwórcy?
autor:
 Aleksy Maria Wyszkowski

    
     W sztuce wczesnochrześcijańskiej – w średniowiecznym chrystianizmie – wciąż na nowo odkrywamy fascynację Chrystusem. W efemerycznych państwach Mediolanu i Rawenny, przedstawiane są przygody „sacrum” w sposób niezwykle jednolity. Nigdy nie pokazano Jezusa i Maryi w sposób zindywidualizowany. Nie próbowano także ustalić typu Jezusa, wyobrażenia, o którym tak się od siebie różnią, jak ich twórcy. Jedność tych wyobrażeń – nie z tego świata – jest jednak uderzająca, jak jedność scen biblijnych. Te sceny bowiem nie przedstawiają tego, co odbyło się na ziemi.
          Olbrzymi wkład w takie pojmowanie sztuki wczesnochrześcijańskiej położyli artyści wywodzący się z kręgu kultury bizantyjskiej, która ukształtowała się ostatecznie wraz ze schyłkiem Zachodniego Cesarstwa Rzymskiego. Państwo bizantyjskie było jedyną częścią imperium rzymskiego, która oparła się najazdom barbarzyńców. Kościół był tu obok cesarza drugą wielką potęgą. Sztuka zajmowała w życiu dworu i arystokracji honorowe miejsce. Była ona nieodłącznie związana z kościelnym rytuałem. Monarchowie Bizancjum przenieśli do swej orientalnej stolicy artystyczne dziedzictwo Rzymu Cezarów. Najważniejsze jej źródła wywodzą się jednak ze starożytnej Grecji i ze Wschodu. Jednakże w VI wieku następuje już zdecydowane zwycięstwo Wschodu. Ogłasza je zbudowany w Konstantynopolu przez Antemiosa z Triales i Izydora z Miletu monumentalny kościół Hagia Sophia. Według Cesarza Justyniana, który podobno osobiście nadzorował prace przy budowie nowej świątyni, stała się ona spadkobierczynią świątyni jerozolimskiej. Znaczenie owej budowli nie ogranicza się tylko do jej konstrukcji, zachwyca ona bowiem wyjątkową doskonałością artystyczną. Choć powstała w początkowym okresie sztuki bizantyjskiej, nigdy nie została prześcignięta.
          Opisanie tego swoistego cudu architektonicznego i artystycznego przez zwykłego śmiertelnika, nie jest możliwe. Wyrażenie „nieskończona przestrzeń” zastosowana do określenia Hagii Sophii radykalnie uwalnia Konstantynopol od sztuki hellenistycznej – niezbyt przecież przestrzennej, przybliżając go do Wschodu, który wyobrażał sobie firmament jako kopułę.
Owa kopuła „zwisająca jakby z nieba na złotym łańcuchu” (wg.. Słów Prokopiusza z Cezarei) zawaliła się jednak w 558 roku wskutek trzęsienia ziemi. Odbudowano ja 5 lat później, podwyższając przy tym w celu wzmocnienia konstrukcji, co zmieniło sylwetkę kościoła przedtem bardziej harmonijną. Na zewnętrznym wyglądzie zaważyły także dodane w czasach tureckich strzeliste minarety, które otoczyły kościół przekształcony w 1453 roku w meczet.
       Równocześnie z wczesnym typem kościoła bizantyjskiego kształtuje się styl malarstwa ściennego. Ulubionym jego typem była znana już z chrześcijańskiego Rzymu -mozaika. W „portretach apostołów” w baptysterium Ortodoksów pojawia się chromatyzm (barwienie, kolorystyka). W małych obrazach z Saint Apollinare Nuovo, Sad Ostateczny usymbolizowany jest przez Chrystusa umieszczonego pomiędzy aniołem niebieskim i aniołem czerwonym. Ostatnia Wieczerza – po raz pierwszy w sztuce monumentalnej – przedstwia święty posiłek, który staje się znakiem nadprzyrodzoności. Wizerunki świętych wypierają zdecydowanie wizerunki cesarzy. Sztuka staje się sztuką w służbie Kościoła, rozumiana w sensie teologicznym. Wschód nie lubi jednak czcić Boga ubogo. „Portrety” wydają się w pewnym stopniu heretyckie, z uwagi na swoisty patos, który jest w nich zawarty. Mimo tego ta sztuka jest obroną i uświetnieniem Boga w jego nieograniczonym majestacie. Teologia bizantyjska nie zna biografii Chrystusa, lecz ciąg objawień Boga poprzez jego Syna. Potępia wszystkich, którzy zniżają się ku człowieczeństwu Jezusa z Nazaretu. Nigdy ten pierwszy wielki styl sztuki chrześcijańskiej nie stworzył choćby jednej postaci, która zawierałaby w sobie pierwiastek ludzki, a nie nadprzyrodzony.
          Kiedy Justynian obejmuje władzę, zaczynają się prace przy mozaikach w kościele Świętych Kosmy i Damiana w Rzymie, kiedy umiera, powstaje ostatnie arcydzieło Rawenny – „Orszak…”, w którym święci dążą ku Chrystusowi – powielany wielokrotnie, choć za każdym razem inny, chociaż podlegać będzie ewolucji, wzbogaci się lub skostnieje, zawita na stałe do kościołów Konstantynopola.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz